Opowiem Wam o kolejnym wyjazdowym spotkaniu neurologów. Był to XII Meeting ENS (European Neurological Society), tym razem w Berlinie, w 2002 roku.
Razem z koleżanką same zarezerwowałyśmy sobie przejazd. Postanowiłyśmy jechać nocnym pociągiem, w wagonie sypialnym, żeby rano znaleźć się na stacji ZOO Garten w Berlinie.
Same również zadbałyśmy o nocleg. Chciałyśmy zamieszkać w hotelu położonym blisko Centrum Kongresowego, które znajdowało się w dzielnicy Charlottenburg.
Znalazłyśmy w internecie Best Western Hotel, który według mapy był najbliżej centrum kongresowego, gdzie odbywał się zjazd. Coś dla nas.
Na dworcu, tuż przed odjazdem pociągu, spotkałyśmy koleżankę, która również wybrała podróż pociągiem i tak we trójkę, trzy Krysie, wsiadłyśmy do pociągu.
Rozlokowałyśmy się, porozmawiałyśmy i w końcu udałyśmy się na odpoczynek. Rano obudziłyśmy się już w Berlinie. Znalazłyśmy środek lokomocji miejskiej, jadący w stronę naszego hotelu. Pożegnałyśmy koleżankę, która miała nocleg w innym hotelu i poszłyśmy na peron. Pociąg nadjechał. Wtaszczyłyśmy nasze ciężkie walizki (na szczęście już na kółkach), i pociąg powoli ruszył. Jakież było nasze zdziwienie, gdy na stacji, na której planowałyśmy wysiąść, pociąg się nie zatrzymał!!
Wysiadłyśmy na kolejnej i zastanawiałyśmy się, co tu teraz zrobić. Postanowiłyśmy wsiąść w pociąg jadący z powrotem i wtedy wysiąść na naszej stacji.
Tak zrobiłyśmy.
Pociąg nadjechał, wsiadłyśmy. Zbliżamy się do naszej stacji… a pociąg znowu się nie zatrzymał.
Wysiadłyśmy znowu na najbliższym przystanku.
Postanowiłyśmy dopytać się osób, znajdujących się na peronie, jak dostać się do hotelu Best Western. Okazało się, że bliżej już nie da się podjechać, bo hotel zlokalizowany jest przy autostradzie…
Cóż było robić? Opuściłyśmy peron, wyszłyśmy na ulicę i szukałyśmy autostrady, przy której stoi nasz hotel. Dowiedziałyśmy się, że musimy iść wzdłuż autostrady około 2 km i wtedy dojdziemy do hotelu…
No cóż. Tak zrobiłyśmy.
Szłyśmy poboczem autostrady, budząc zainteresowanie przejeżdżających samochodów i około południa dotarłyśmy do naszego hotelu.
Hotel był ładny, z zadbanymi pokojami, tyle tylko, że stały przed nim same Tiry. Jego położenie sprawiało, że większość gości hotelowych stanowili kierowcy, którzy byli w trakcie dalszych podróży.
Po rozlokowaniu się i chwili odpoczynku postanowiłyśmy pójść na spacer, a przy okazji znaleźć centrum kongresowe, w którym od następnego dnia odbywać się miały konferencje.
Okazało się, że znowu musimy iść brzegiem autostrady, tyle tylko, że w przeciwnym kierunku.
Znalazłyśmy piękne i nowoczesne centrum kongresowe, zarejestrowałyśmy się, przejrzałyśmy materiały zjazdowe. Wolne południe, w dniu przyjazdu, postanowiłyśmy jakoś zagospodarować i coś zwiedzić.
Zdecydowałyśmy się spędzić je w Poczdamie.
To miasto niedaleko Berlina, z zabytkowym pałacem z XVIII wieku, wybudowanym przez Fryderyka II Wielkiego, pięknym parkiem, tarasowymi ogrodami i wspaniałymi rzeźbami.
Znajduje się tu także piękna, letnia rezydencja, zwana Sans souci (franc. bez zmartwień). Zdjęcie poniżej.
To miejsce jest zawsze tłumnie odwiedzane i jest wielką atrakcją turystyczną.
Rzeczywiście jest piękne i warte zobaczenia. Pełne wrażeń wróciłyśmy wieczorem do hotelu.
Rano, ubrane elegancko już na konferencję, z materiałami zjazdowymi, poszłyśmy na hotelowe śniadanie, aby zaraz potem udać się już prosto na wykłady.
Usiadłyśmy przy oknie, aby podziwiać widok, który oczywiście był na autostradę, do tego ruchliwą i bardzo hałaśliwą.
Postanowiłam zatelefonować do domu. Po chwili rozmowy usłyszałam zapytanie:
– „Gdzie Ty jesteś, że taki hałas?”
– „W hotelu, na śniadaniu”.
– „W hotelu? A gdzie jest ten hotel, że taki hałas i nie można rozmawiać…”
Po śniadaniu udałyśmy się na wykłady (znowu wzdłuż autostrady). Po ich wysłuchaniu postanowiłyśmy wczesnym wieczorem zwiedzić Berlin.
Było to o tyle łatwe, że razem z materiałami zjazdowymi dostałyśmy kilkudniowy bilet na wszystkie środki komunikacji miejskiej oraz poradzono nam, że najwięcej zobaczymy, gdy wsiądziemy do piętrowych autobusów linii nr 100 lub 200, które prowadzą trasą turystyczną i można bardzo dużo zobaczyć.
Tak zrobiłyśmy.
Wsiadłyśmy do autobusu, lokując się na piętrze, z przodu mając przed sobą panoramiczne okno. Przejechałyśmy całą trasę, widząc najbardziej znane turystom miejsca.
Dotarłyśmy aż na peryferie Berlina, do ostatniego przystanku.
Wszyscy wysiedli, a my nie.
Gdy kierowca zobaczył, że byłyśmy nadal na swoich miejscach, powiedział, że to ostatni przystanek. Odpowiedziałyśmy, że chcemy wrócić autobusem z powrotem. Okazało się, że mimo to mamy wysiąść, aby chwilę przed odjazdem wsiąść ponownie…
Nie bardzo rozumiałyśmy, dlaczego miałyśmy tak zrobić, przecież bilety były kilkudniowe, nie wymagały kasowania. Nie było sensu jednak dyskutować – zrobiłyśmy tak, jak nam kazano.
Wróciłyśmy pełne wrażeń, a następnego dnia był dalszy ciąg wykładów.
Spacer wzdłuż autostrady do centrum kongresowego nie przypadł nam do gustu, więc rano zamówiłyśmy taksówkę, aby zawoziła nas pod centrum kongresowe.
Wieczorem, po zakończeniu kongresu, też taksówką, dostałyśmy się na dworzec ZOO Garden.
Wracałyśmy nocnym pociągiem, aby rano znaleźć się w Katowicach.
W czasie tej powrotnej podróży spotkała mnie kolejna niespodzianka.
Tym samym pociągiem, w dodatku w sąsiednim przedziale, podróżował mój były szef, kierownik kliniki neurologii, który był moim pierwszym promotorem pracy doktorskiej i który przed jej obroną, wyjechał z Polski nagle i niepodziewanie. Zdziwienie i miłe zaskoczenie było obustronne.
Całą skomplikowaną dla mnie historię, związaną z moim doktoratem już znacie, bo opisałam ją na blogu i w mojej książce „Z pamiętnika lekarza”.
Rano, już bez kolejnych niespodziewanych zdarzeń, dotarłyśmy do domu.