Jest to bardzo duży problem zarówno dla pacjentów, jak i dla lekarzy. Lekarze mogliby wykonać więcej tak zwanych procedur, czyli zabiegów, badań diagnostycznych, przyjąć więcej pacjentów w poradni, ale nie mogą. A dlaczego? Dziś na temat kolejek do specjalistów i badan diagnostycznych, czyli druga część wyjaśnień, jak to działa i dlaczego w ten sposób.
Jak zorganizowana jest opieka zdrowotna?
Pierwszym ogniwem systemu jest lekarz rodzinny. Każdy ubezpieczony pacjent musi do niego trafić, aby znaleźć się w systemie leczenia dla ubezpieczonych. Bez tego nie dostanie się do lekarza specjalisty, nie wykona żadnych badań, chyba że sam za nie zapłaci. Każdy pacjent ma prawo wybrać sobie lekarza rodzinnego i zmienić go w dowolnym momencie. Bez jakiegokolwiek tłumaczenia.
Lekarz rodzinny jest lekarzem pierwszego kontaktu, czyli takim, do którego udajemy się w pierwszej kolejności w przypadku pojawienia się nowych problemów zdrowotnych. W jego gestii są też wizyty domowe lub badania kontrolne. To on skierowuje na większość badań diagnostycznych i laboratoryjnych (nie na wszystkie może). To NFZ określa, jakie badania może zlecać lekarz rodzinny.
Te badania, których lekarz rodzinny nie może zlecić, bo tak ustalił NFZ, trzeba wykonać sobie odpłatnie (od ręki) lub poprosić lekarza rodzinnego o skierowanie do specjalisty, który te badania może zlecić. Ale tu zaczynają się problemy. Jeżeli otrzymacie od lekarza rodzinnego skierowanie do specjalisty, to pojawia się kolejny problem – kolejki do lekarzy specjalistów, czasem nawet kilkumiesięczne.
Skąd biorą się kolejki do lekarzy specjalistów?
Opiszę więc, jak to działa od strony organizacyjnej, czyli kontraktowania świadczeń z NFZ. Sytuacja jest analogiczna do tej, którą opisałam, pisząc o szpitalach. To kontraktowanie usług z NFZ limituje liczbę chorych, którą poradnia może przyjąć i za którą otrzyma pieniądze. Każda poradnia specjalistyczna otrzymuje z NFZ pulę punktów, a każdy punkt ma ustaloną wartość w złotych. Liczba otrzymanych punktów w ramach kontraktu pomnożona przez wartość jednego punktu – to kwota, jaką NFZ zapłaci za leczenie. I ani złotówki więcej.
Suma punktów zakontraktowana jest na rok, więc dzieli się ją przez 12 miesięcy i otrzymuje się liczbę punktów do wykorzystania na miesiąc. Tę miesięczną liczbę punktów dzieli się przez wartość punktową wizyty u danego specjalisty (też ustalone jest to przez NFZ) i otrzymujemy liczbę pacjentów, których poradnia może przyjąć w ramach kontraktu z NFZ.
Może się okazać, że z takiego wyliczenia wyjdzie nam 20 pacjentów na dzień. I tyle poradnie będą przyjmować. Skomplikowane? Wiedzieliście, że tak to funkcjonuje i że takie są narzucone limity? I dlatego tworzą się kolejki oczekujących.
A jeżeli zgłosi się więcej chętnych pacjentów do poradni? Nie mogą zostać przyjęci z dwóch powodów:
- Nikt (czytaj NFZ) za dodatkowych pacjentów nie zapłaci,
- Liczba punktów zakontraktowanych musi być równomiernie rozłożona na cały rok, gdyż poradnia nie może być zamknięta. Czyli planuje się, po ilu pacjentów można zapisać na dany miesiąc, tak jak to wyżej opisałam. I tego się wszystkie poradnie trzymają.
A im więcej jest pacjentów wymagających konsultacji danego specjalisty, tym dłuższe są kolejki. Przyjmując pacjentów ponad wyznaczony limit miesięczny, może się zdarzyć, że suma wszystkich punktów przyznanych poradni, zostanie wykorzystana do końca, np. października i co wtedy? Poradnię trzeba by zamknąć, a to nie jest możliwe. Musi być zachowana ciągłość dostępności świadczeń. Z tego wniosek, że nie można przyjąć większej liczby pacjentów, mimo że byłyby takie możliwości.
A jeżeli dostaniemy się do specjalisty i otrzymamy skierowanie na badanie dodatkowe, np. tomografię komputerową? Możemy ją wtedy wykonać tylko we wskazanych placówkach, czyli tych, które mają podpisaną umowę z poradnią wystawiającą skierowanie (wykonując badanie odpłatnie możemy sami wybrać placówkę, w której chcielibyśmy to badanie wykonać – wybór należy do nas). Ustalamy termin badania refundowanego i czekamy często kilka miesięcy na wykonanie badania. Po wykonaniu badania, umawiamy kolejna wizytę u specjalisty – z wynikiem badania, za kolejnych, kilka miesięcy. I tak to działa. Dlatego są kolejki.
Jeżeli myślicie, że jest to komfortowa sytuacja dla lekarzy, to się mylicie. Ciężko jest leczyć, a zwłaszcza diagnozować nowego pacjenta, widząc go co 3-4 miesiące, a nawet rzadziej.
Tak można pracować, mając pacjentów ze schorzeniami przewlekłymi. A sytuacje pilne, wymagające szybkiego postępowania? Co w takiej sytuacji może zrobić pacjent, a co może zrobić lekarz? Pacjent, aby przyspieszyć diagnostykę swojej choroby, może zgłosić się do lekarza prywatnie. Lekarz może wystawić skierowanie do szpitala – niezależnie od tego, czy przyjmuje w ramach funduszu czy nie. To znacznie przyspieszy proces diagnostyki i właściwego leczenia.
To są jedyne sposoby ominięcia kolejek. Najgorszym rozwiązaniem jest diagnozować się samemu, posługując się wiedzą z Internetu, czy radami znajomych („ja też to miałem…”), dobierając samemu leki, „bo komuś pomogły…” Szkoda czasu i pieniędzy.
Podobnie dzieje się z kolejkami pacjentów do szpitala. Sytuacja analogiczna, o której już wspominałam. Każdy oddział ma liczbę punktów do wykorzystania przez rok dla swoich pacjentów. Znając wycenę, czyli koszt hospitalizacji pacjenta z daną jednostką chorobową – na przykład padaczką, rwą kulszową, chorobą Parkinsona czy Alzheimera, przelicza się ilu pacjentów i z jakim rozpoznaniem można leczyć na oddziale w ramach NFZ, aby zmieścić się w przyznanym limicie.
A jeżeli pacjentów jest więcej? Wtedy też wyznacza się odległe terminy przyjęcia.
Za nadwykonania, czyli przyjęcie większej liczby chorych niż określił NFZ, nikt szpitalowi nie zapłaci. Co więc się dzieje? Powstają znów kolejki, bo szpitali nie stać na przyjmowanie za darmo.
A szpitale, pełniąc całodobowo dyżury ostre (o tym już pisałam), mają mnóstwo pilnych i niezaplanowanych przyjęć w czasie dyżuru. To powoduje, że terminy planowanych przyjęć się przesuwają (z braku miejsc) i z obawy przed przekroczeniem dozwolonego limitu przyjęć.
A dlaczego w pracowniach diagnostycznych, przy tomografii lub rezonansie magnetycznym są kolejki? Dlaczego nowoczesna aparatura stoi często niewykorzystana? Dlaczego na badanie ze skierowaniem, czyli refundowane przez NFZ, czekamy czasem pół roku, a prywatnie badanie jest wykonane z dnia na dzień? Z tego samego powodu. NFZ określa, że TA pracownia może wykonać na przykład 200 badań w ciągu miesiąca. I tyle. I tylko za 200 badań NFZ zapłaci danej placówce. Po wykonaniu tych kilku refundowanych badań w ciągu dnia, wysokiej klasy aparaty stoją bezczynnie. Lekarze specjaliści, zatrudnieni w tych placówkach, chętnie pracowaliby więcej, ale limit badań został już wykonany. Dlatego takie pracownie mogą wykonywać i wykonują badania komercyjne od ręki.
Czasem powodem długich kolejek oczekujących są sami pacjenci. Nie zgłaszają się na umówiony termin wizyty u lekarza lub badania, nie zgłaszają tego wcześniej, a w to miejsce mógł zostać przyjęty inny pacjent. Wystarczy wcześniej poinformować…zwolnione miejsce zostałoby wykorzystane. W Norwegii tacy pacjenci są obciążani karą finansową- za blokowanie miejsca i za stracony czas lekarza i poradni.
I tak to u nas działa.
7 komentarze “LECZENIE W RAMACH NFZ – SKĄD BIORĄ SIĘ KOLEJKI PACJENTÓW?”
Pingback: I Konferencja Oddziału Wrocławskiego PTK: Dolny Śląsk dołączył do Krajowej Sieci Kardiologicznej - Evereth News
Świetnie. Tylko czy coś udało się zmienić? Pozdrawiam serdecznie.
Tylko od 2 lat już nie ma limitów leczenia. NFZ płaci za wszystkich przyjętych pacjentów.
Mnie się zdaje że powodem są sami lekarze. Z jakiego powodu lekarze nie przyjmuja wyłącznie na NFZ? Przyjmuja prywatnie i z tego powodu wydłuża się kolejka na NFZ
Nieprawda. Dalej są limity zgodne z planem rzeczowo-finansowym będącym załącznikiem do umowy między daną lecznicą a NFZ. Tyle , że zarządzenie 116 Prezesa NFZ jedynie „gwarantuje wyrównanie” nadwykonań limitowych na wyłącznie na wniosek lecznicy, fundusz pozwala na to nie częściej niż raz na kwartał (3 miesiące) roku, wymaga stosownej duokumentacji, rozliczeń, załącznikiem. Robi to też do granicy swojego budżetu. Jedynie plan rzeczowo-finansowy jest gwarancją comiesiecznego wypłacania. O ponadlimity trzeba się ubiegać, sprawozdać i czekać. W tym roku 2023 nadlimitowi pacjenci ze stycznia 2023 zostali zapłacenina Śląsku dopiero w czerwcu 2023, a specjalistom lecznice musza wykładać na bieżąco. Nie jest wiec tak łatwo i różowo jak obiecywano.
No, s co ja mam powiedzieć jak tk zatok rok temu zrobione, a zabieg z wynikłej przyczyny za 2 lata. Czy tk będzie aktualne, do czego takie leczenie…
A co to wszystko moze obchodzic zwykłego emeryta ktory płaci na
swoje leczenie 60 lat srednio ca 300zł- m-nie tj rocznie 3.600zł
i chce otrzymac w miare szybka pomoc medyczną u specjalisty.
Termin wielomiesieczny zmusza więc do opłacenia prywatnej
wizyty minimum 200zł.
Co na to Ministerstwo Zdrowia? Gdzie sa pieniadze każdego emeryta
skladane przez lata? Dlaczego nie ma indywidualnych kont
składkowych tak jaki jest w innych krajach.
Wygląda na eksterminację narodu bez konieczności zagłodzenia , co proponowała pewna poseł z parlamentu europejskiego.
Chory wymagający natychmiastowej konsultacji wielu specjalistów, w celu diagnostyki, jest w ten sposób – ma z powodu łańcuszkowej procedury- zablokowany proces leczenia
I jeśli nie jest osobą majętną – np jest emerytem, a choroba wymaga natychmiastowej konsultacji specjalistuów i badań albo zabiegu operacyjnego,
taki chory znajduje się w sytuacji blokody szybkiego. leczenia, .
W konsekwencji zdany jest na exterminavję lub inwalidztwo – wynikające z niemożliwości przeprowadzenia szybkich badań i i natychmiastowej reakcji lekarzy specjalistów.
Przykład ?
Zakrzepica, osoby zamieszkalrj w powiatowym miasteczku,