Badanie leków i dopuszczenie ich do stosowania to bardzo długi i czasochłonny proces.
W końcowej fazie, gdy już są na liście leków, bywają poddawane ocenie lekarzy – praktyków, zajmujących się daną jednostką chorobową.
Jedno z takich badań było prowadzone w latach 2001/2002.
Brałam w nim udział, jako że zajmuję się leczeniem padaczki i przyjmuję pacjentów w poradni leczenia padaczki. Badania dotyczyły leku stosowanego właśnie w padaczce. Podsumowanie międzynarodowych i wieloośrodkowych badań odbywało się w Maroku. Polecieliśmy tam całą grupą złożoną ze wszystkich lekarzy zajmujących się tym problemem i na codziennych spotkaniach przedstawialiśmy swoje wyniki i obserwacje.
Do Maroka podróżowaliśmy samolotem. Był to długi lot, z pięknymi widokami, ale w końcowej fazie bardzo emocjonujący, bo samolot przelatywał pomiędzy wierzchołkami rdzawych gór Atlasu. Najwyższy szczyt tego pasma ma ponad 4000 m n. p. m. (Dżabal Tubkal).
Obserwowaliśmy manewrowanie pilota pomiędzy szczytami, przy podchodzeniu do lądowania, aż wreszcie bezpiecznie wylądowaliśmy w Agadirze. Gdy wyszliśmy z samolotu poczuliśmy Afrykę, bardzo gorące powietrze.
Agadir to piękne miasto położone nad brzegiem Atlantyku, pełne egzotyki i zapachu przypraw.
Napojem, którym poczęstowano nas po dotarciu do hotelu, była mocna i bardzo słodka, miętowa herbata. Ten napój serwowano nam bardzo często, niemalże na każdym kroku.
Agadir jest bardzo kolorowy.
Piękne i egzotyczne stroje ludowe, które dominowały na ulicy, często wykorzystywane były przez tubylców w celu zdobycia drobnych korzyści w postaci napiwków, paczki papierosów, a także poprzez robienie przez turystów pamiątkowych z nimi zdjęć.
Na olbrzymim targu, znajdującym się w centrum miasta, mogliśmy kupić wszystko, ale najwięcej było straganów z przyprawami sprzedawanymi na wagę.
Maroko to kraj kontrastów.
Marokanki chodzą po ulicach w strojach ludowych z zasłoniętymi twarzami, ale w ręku mają telefony komórkowe. Z łatwością także poruszają się taksówkami.
Atrakcją turystyczną Maroka są kasby.
Kasby to fortece, zamki, budowane z gliny, dające w czasie upału przyjemne ochłodzenie. Znajdują się często bardzo wysoko w górach Atlasu, mimo to na ich dachach górują anteny satelitarne.
Drugim, na każdym kroku spotykanym wyrobem, po miętowej herbacie, był olejek arganowy, zwany kosmetycznym cudem z Maroka lub złotem Maroka.
Znajduje on duże zastosowanie w afrykańskiej medycynie ludowej i nie tylko.
Dzięki niezwykłym właściwościom znalazł swoje miejsce w świecie, zwłaszcza w wyrobach kosmetycznych i w kuchni.
Sprzedawany jest wszędzie, a wytwarzany z owoców drzewa, rosnącego tylko na wybrzeżu zachodnim Maroka, na które z wielką łatwością wspinają się miejscowe marokańskie kozy, co stanowi kolejną atrakcję turystyczną.
Kozy zjadają liście, a także owoce, w których pestkach znajduje się olej arganowy.
Pestki są niezwykle twarde i trudno je otworzyć, więc Berberowie wykorzystują je zjedzone i następnie wydalone przez kozy. Twarda skorupa, która uległa nadtrawieniu jest bardziej podatna na otwieranie.
Kozy na drzewach to nie tylko atrakcja turystyczna, ale i symbol Maroka.
Na koniec seminariów, po podsumowaniu naszych obserwacji, był jeden dzień wolny od zajęć. Wykorzystaliśmy czas na jednodniowe zwiedzanie. Można było popłynąć łódką na popołudniową wycieczkę, połączona z łowieniem ryb i również z możliwością popływania w wodach Atlantyku. Super! Zabraliśmy więc kostiumy kąpielowe ze sobą i popłynęliśmy.
Pogoda sprzyjała, a z łodzi rozciągał się przepiękny widok na oddalający się Agadir. Marokańczycy zarzucili wędki i zaczęli wyciągać jakieś ryby. My rozkoszowaliśmy się pięknymi widokami i słoneczna pogodą.
W pewnym momencie wyciągnęli dużą rybę, potem kolejną i zaczęli się uśmiechać do siebie.
My z zaciekawieniem zapytaliśmy czemu się śmieją, czekając ciągle na moment, w którym powiedzą, że możemy wskakiwać do wody, aby zanurzyć się w oceanie.
Odpowiedzieli, że te ryby, które złowili, to małe rekiny.
I że domyślają się, że już nie będziemy chcieli popływać.
Mieli rację… Mimo że małe rekiny nie wyglądały groźnie, nikt nie miał już ochoty na kąpiel.
Natomiast pamiątkowe zdjęcia z rekinami robiliśmy sobie wszyscy po kolei…