Z cyklu: Z życia szpitala
Dziś historia, która zdarzyła się dość niedawno, na jednym z dyżurów, w czasie wielkich upałów, które były bardzo dokuczliwe dla wszystkich, a dla pacjentów, przebywających w szpitalu, tym bardziej.
Pomieszczenia szpitalne nie są klimatyzowane, słońce po południu świeci do okien, a rolety w nich umieszczone nie bardzo pomagają. Wszyscy szukali ochłody, drzwi były pootwierane, wiatraki włączone, a bufet szpitalny, w którym zarówno pracownicy jak i pacjenci mogą dokupić sobie jedzenie i napoje chłodzące, akurat przez kilka dni był zamknięty. W takich to okolicznościach zagubił się pacjent oddziału neurologii.
Był to mężczyzna w wieku około 80 lat, przyjęty do diagnostyki zaburzeń poznawczych. Poprzedniego dnia wykonywana była u niego punkcja lędźwiowa i pielęgniarki często do niego zaglądały, aby sprawdzić jego samopoczucie. W godzinach popołudniowych zobaczyły, że pacjenta nie ma na sali. Zapytały leżącego na sąsiednim łóżku mężczyznę, czy wie, gdzie nasz pacjent poszedł. Niestety, nie wiedział. Jedna z pielęgniarek (a były dwie na dyżurze) poszła go szukać.
Szukała na innych salach, w pomieszczeniach sanitarnych, na korytarzu, w windzie, ale go nie znalazła. Na izbie przyjęć nie zwrócono uwagi na kogoś zagubionego lub dziwnie zachowującego się, a różni pacjenci wchodzili i wychodzili, aby pobyć trochę na świeżym powietrzu i usiąść na ławkach przed szpitalem.
Pielęgniarka szukająca i rozglądająca się dookoła zwróciła uwagę właśnie tych pacjentów przebywających na ławkach przed szpitalem.
Zapytali:
– Czego siostra szuka?
– Czy widzieliście może mężczyznę, w wieku około 80 lat tu opisała mniej więcej jak wygląda),
czy wiecie gdzie może być?
– Ktoś taki pytał nas, gdzie może kupić lody.
– Wskazaliśmy mu Tesco, po drugiej stronie ulicy – odpowiedzieli.
Pielęgniarka dużo nie namyślając się, udała się więc do Tesco. Tylko jak w tak dużym markecie znaleźć pacjenta? Sklep był naprzeciwko szpitala, po drugiej stronie ruchliwej ulicy, ze światłami, z linią tramwajową i przystankami autobusowymi. Na szczęscie znalazła kiosk z lodami. I kogo zobaczyła? Naszego pacjenta, zamawiającego największą porcję lodów włoskich!!!
– Co pan tu robi? Nie wolno przecież opuszczać szpitala! Mógł pan wpaść pod auto! Proszę wracać ze mną na oddział!
Pacjent zdziwiony, kupił lody i zaczął się tłumaczyć, że bufet jest zamknięty, a on miał ochotę na lody. I nie rozumiał, w czym tkwi problem?
– A jakby się panu coś stało? Jakby jechał tramwaj, a pan go nie zauważył?
– Ale mi się nic nie stało. Skoro ja, w czasie wojny jeździłem czołgami, to przez ulicę nie przejdę?
Co to za problem, przejść przez ulicę… A swoją drogą, to macie tu bardzo sprawnie działającą, szpitalną policję kobiecą, że tak szybko udało wam się mnie znaleźć. Sądziłem, że niezauważony wyjdę, zjem lody i wrócę z powrotem..
Tym razem wszystko skończyło się szczęśliwie 🙂 Tacy oto niefrasobliwi pacjenci bywają hospitalizowani na oddziale neurologii.