To był wyjazd wakacyjny, w sierpniu. Polecieliśmy do Szarm el Szejk, miasta i kurortu wakacyjnego w Egipcie, na półwyspie Synaj. Szarm el Szejk oznacza w tłumaczeniu Zatoka Starca lub Błędna Zatoka Szejka. Trzeba przyznać, że jest to intrygująca nazwa.
Miasto położone jest nad brzegiem Morza Czerwonego.
Rzecz, którą najbardziej zapamiętałam z tego pobytu to olbrzymi upał. Sierpień to najgorętszy miesiąc w roku, a temperatury sięgają wtedy 40 st. C.
W momencie opuszczenia samolotu, od razu dały się odczuć żar i suchość powietrza. Jednakże piękny hotel, baseny i ciepłe morze pozwoliły ten upał znosić całkiem nieźle.
Aby nie spędzić całego pobytu w hotelu i na plażowaniu, postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do Kairu. Spacerując wieczorem po uliczkach miasta znaleźliśmy biuro podróży, oferujące jednodniowe wyjazdy autokarowe. Zakupiliśmy bilety i następnego dnia o 4 rano autobus podjechał pod nasz hotel. Podróż minęła sprawnie i rankiem dotarliśmy do Kairu.
Kair to największe miasto nie tylko Egiptu, ale i Bliskiego Wschodu. Pierwszym punktem wycieczki było zwiedzanie Muzeum Sztuki Egipskiej, które zostało założone w 1835 roku.

Kolejny punkt wycieczki to olbrzymi targ z mnóstwem straganów z pamiątkami. Tubylcy używają wszelkich metod, by zachęcić turystów, których są tam tłumy, by dokonali zakupu suwenirów. W pamięci utkwił mi hałas, brud, mnóstwo śmieci i ogólny rozgardiasz.
W porze obiadowej zatrzymaliśmy się na posiłek w restauracji położonej nad Nilem, wśród bujnej zieleni. Był czas na krótki odpoczynek, spacer i podziwianie roślinności, ale nie miałam wielkiej ochoty zbliżać się do rzeki, bo była szeroka, brudna i kojarzyła mi się z krokodylami.
Na rejs wycieczkowym statkiem po Nilu niestety nie było czasu, bo zaraz po obiedzie i krótkim odpoczynku udaliśmy się autokarem do niedalekiej Gizy.
Piramidy, widoczne z daleka, są piękne, robią duże wrażenie, ale jeszcze większe wrażenie robił żar lejący się z nieba. A tu żadnego drzewka, żadnej palmy…

Poszliśmy więc w stronę piramid, osłaniając się chustami, kapeluszami, czapkami, co tylko było pod ręką, popijając wodę. Tłum turystów, których tam zastaliśmy, równie zmęczonych, robił zdjęcia i szukał Wielkiego Sfinksa. Rzeźba ma ponad 70 m długości i 20 m wysokości.
Piramidy zawsze są tajemnicą dla turystów. Zbudowane jako miejsca pochówku faraonów, a sposób ich budowania rozwiązywany jest przez archeologów od wielu lat. Budowano je w wielu miejscach na świecie, ale egipskie są najbardziej znane i najczęściej odwiedzane.

Gdy doszliśmy do Wielkiego Sfinksa, żar dawał tak się we znaki, że pojawiały się mroczki przed oczami, część osób siadała i odpoczywała. Nie przynosiło to jednak wielkiego efektu.
Jeśli tu kiedyś wrócimy, to będziemy pamiętać, żeby wybrać inny miesiąc na taką podróż.

Po kilku godzinach wędrowania, oglądania, po zrobieniu pamiątkowych zdjęć sobie i innym turystom, udaliśmy się w stronę autokaru.
Zajrzeliśmy po drodze na pobliskie stragany z pamiątkami. Uwagę naszą zwróciły młode dziewczynki sprzedające ręcznie plecione malutkie koszyczki z wieczkiem do przykrycia, też ręcznie wyplatanym, sprzedawane po… 2 dolary. Żal nam się zrobiło sprzedających, stojących cały dzień w upale, liczących na zarobek. Prawie wszyscy uczestnicy wycieczki kupiliśmy po koszyczku…
Wróciliśmy do hotelu późnym wieczorem, zmęczeni, spragnieni, z koszyczkami, ale zadowoleni, bo zobaczyliśmy wszystkie symbole Egiptu: Kair, Nil, Muzeum i Piramidy.