Ten temat postanowiłam rozszerzyć w związku z tym, że opisana przeze mnie na moim fanpage sytuacja z poradni wzbudziła wiele emocji i komentarzy.
Jaka to była sytuacja?
Otóż zgłosiła się do rejestracji pacjentKa, po raz pierwszy, bez skierowania i domagała się pilnej wizyty u neurologa.
Panie w rejestracji tłumaczyły, że potrzebne jest skierowanie, ale kobieta była podenerwowana, głośno zaczęła się zachowywać mówiąc, że musi być przyjęta, a skierowanie dostarczy następnym razem.
Ponieważ bardzo to zakłócało prace i powodowało zamieszanie, rejestratorki zgodziły się dać jej numerek.
Ja, przyjmując pacjentów, słyszałam jakieś głośne rozmowy przez zamknięte drzwi.
Po chwili weszła do mojego gabinetu koleżanka lekarka, przyjmująca chorych w gabinecie obok, bo hałas na korytarzu też jej przeszkadzał i poprosiła, abym przyjęła tę pacjentkę, aby można było spokojnie pracować.
Tak zrobiłam. Poprosiłam ją do siebie.
Weszła dość wzburzona, mimo że została przyjęta poza kolejnością.
Moje pierwsze pytanie brzmiało:
– Co Pani dolega?
– Nie śpię od dłuższego czasu i lekarz rodzinny zapisuje mi (nazwa leku). Teraz powiedział, że mi go więcej nie przepisze, chyba, że przyniosę zaświadczenia od lekarza specjalisty, że mam go dalej brać. I przyszłam tylko po to zaświadczenie.
(Dla wyjaśnienia: specjalista wypisuje takie zaświadczenia dla lekarza POZ, na leki stosowane przewlekle i zaświadczenie jest ważne 1 rok).
Ten zapisywany od dłuższego czasu lek to mocny, silnie uzależniający preparat nasenny, wydawany tylko na receptę. Nie powinien być stosowany dłużej niż 4 tygodnie.
Dłużej stosowany powoduje zależność fizyczną i psychiczną oraz działa coraz słabiej, bo organizm się przyzwyczaja, więc dawki trzeba zwiększać.
Zaczęłam to pacjentce tłumaczyć, nie chciała nawet słuchać. Wzbudziło to tylko jej agresję. Powiedziała, że ona nie przyszła się do mnie leczyć, bo ma swojego lekarza, tyle tylko, że ten lekarz nie chce już tego leku zapisywać.
Chce TYLKO zaświadczenie!
Mam przybić TYLKO pieczątkę.
To WSZYSTKO!
Zaczęła coraz głośniej mówić, prawie krzyczeć, więc poprosiłam, aby mówiła trochę ciszej.
Odpowiedziała, że będzie tak mówić, bo tak się jej podoba.
Domagała się dalej zaświadczenia, nie dopuszczała mnie do słowa.
Gdy zmęczona już całą sytuacją powiedziałam, że nie wypiszę takiego zaświadczenia, odwróciła się ze słowami, że nigdy już więcej do mnie nie przyjdzie i poszuka sobie innego lekarza.
Trzasnęła drzwiami i jeszcze na korytarzu długo komentowała do pozostałych osób.
Jak widzicie nie zawsze lekarz może spełnić oczekiwania pacjenta.
Najważniejsza dla lekarza jest zawsze zasada:
PRIMUM NON NOCERE (najważniejsze, nie szkodzić).
Ciekawa jestem co sądzicie o takiej sytuacji?
Chcę TYLKO zaświadczenie! TYLKO przybić pieczątkę!
Tyle z opisu zdarzenia.
Komentarze na to zdarzenie były bardzo różne.
Odnosząc się do merytorycznych treści komentarzy, większość zastanawiała się, jak mogło dojść do takiej lekozależności.
Jak więc to się czasem dzieje?
Obecnie większość leków można zakupić przez Internet lub dostać e-receptę. Żaden problem.
Ale opowiem z własnego doświadczenia, jak pomysłowi są pacjenci w zdobywaniu leku.
Pierwszy sposób, to chodzą do wielu lekarzy różnych specjalności i każdego proszę o jedno opakowanie, bo pomaga im to zasnąć.
Przedstawiają do tego swoją trudną, nagłą sytuację, w której się znaleźli i która spowodowała trudności w zasypianiu. Zapewniają, że stosują go tylko czasem i że jedno opakowanie im w zupełności wystarczy na długo.
Lekarze w dobrej wierze zapisują, nie mając świadomości, że podobnie wypisało lek już kilku innych lekarzy, branych na litość, słysząc tę sama historię. Również działając w dobrej wierze wypisują jedno opakowanie.
Mając już kilka opakowań (jedno wystarcza zwykle na miesiąc) mają leki na kilka miesięcy. A to może wystarczyć do uzależnienia się.
I co dalej?
Jeżeli po kilku miesiącach wracają mówiąc, że jest lepiej, ale jeszcze proszą o tylko 1 opakowanie, to lekarz myśli:
– Jeżeli jedno opakowanie wystarczyło na 4-5 miesięcy, to lek musi być rzeczywiście stosowany tylko doraźnie.
I wtedy nie ma dużego ryzyka uzależnienia, wypisuje więc kolejne opakowanie, znowu (w domniemaniu) na prawie pół roku.
A pacjent powtarza wizyty u innych lekarzy, nie przyznając się żadnemu z nich absolutnie do swoich działań.
Taka właśnie pacjentka była leczona w szpitalu kilka lat temu, bo konsekwencje nadużywania spowodowały potrzebę hospitalizacji.
Odwiedzała kilku lekarzy prosząc o Zolpic.
Gdy wyszło to na jaw, zorientowaliśmy się, w jaki sposób zdobywała leki na codzienne zażywanie, skierowaliśmy ją do poradni zdrowia psychicznego, celem leczenia uzależnienia.
Po długich namowach wyraziła zgodę na leczenie, bo bez zgody pacjenta nie ma możliwości udzielenia takiej pomocy, czyli wyprowadzenia z nałogu.
Ustaliliśmy termin przyjęcia, ale chora, mimo wcześniej wyrażonej zgody, nie zgłosiła się do leczenia…
Co jeszcze uzależnia?
Leki przeciwbólowe. Ból to podstawowy objaw wielu chorób, ale to też sygnał, że coś w organizmie zaczyna się dziać.
Nocyceotory, czyli receptory bólu występują niemal we wszystkich tkankach, dlatego ból jest często pierwszym sygnałem. Więc, bólu nie należy lekceważyć. Warto go zdiagnozować a nie wspomagać się łatwo dostępnymi lekami.
Osoby cierpiące na ból przewlekły też łatwo sięgają po leki i, jeżeli odbywa się to bez kontroli lekarza, łatwo o uzależnienie. Najprędzej dochodzi do uzależnienia psychicznego (jak nie zażyję, to będzie bolało).
Od dawna istnieje problem nadużywana leków przeciwbólowych i stale rośnie liczba sprzedawanych w aptekach opakowań, ale wielokrotne pacjentom wydaje się to najłatwiejszym, bezwysiłkowym rozwiązaniem – zażyć i po bólu…
Nie pamiętają, że wszystko co w nadmiarze jest szkodliwe i tylko pozostaje im krok do uzależnienia.
2 komentarze “LEKOZALEŻNOŚĆ”
Gratuluję Pani, że nie uległa żądaniom pacjentki, która mogła tylko sobie zaszkodzić. Skoro producent leku lub lekarz zaleca stosowanie maksymalnie 4 tygodnie, a po 4 tygodniach nie ma oczekiwanych efektów lub po odstawieniu choroba wraca, to raczej trzeba zmienić lek, a nie przyjmować to samo w nieskończoność. Już samo chodzenie do wielu lekarzy w tej samej sprawie bądź usilne żądanie kolejnych dawek tego samego, wbrew zaleceniom, daje do myślenia. Zupełnie tego nie rozumiem. Ja na miejscu pacjenta bym powiedział, że zażywałem coś tam podając nazwę, dolegliwość wróciła i zapytał lekarza, co proponuje. Mogę zasugerować, żeby przepisał jeszcze raz to samo, ale to lekarz decyduje, co przepisze, a nie pacjent. Nie rozumiem ludzi, którzy myślą, że może być inaczej, tak jak ta kobieta.
Dokładnie. Ale pacjenci są bardzo różni.
Pzd.