To piękne miasto, z polską przeszłością, odwiedziłam w 2012 roku w związku z Międzynarodowym Turniejem Szachowym, w którym mój najmłodszy syn brał udział.
Przedstawiać Lwowa chyba nikomu nie trzeba. To duże i rozległe miasto, w którym mieszka ok. 700 000 osób.
Bardzo cieszyłam się na wyjazd, bo wcześniej nie było okazji, aby tam pojechać.
Wybraliśmy podróż autokarem, prosto do Lwowa. Prosto z dworca autobusowego odebrał nas organizator turnieju.
Miasto jest ważnym ośrodkiem akademickim, dlatego nocowaliśmy w bardzo ładnym domu akademickim Uniwersytetu lwowskiego, w którym też odbywał się turniej.
Partie toczyły się codziennie w godzinach popołudniowych, więc nie zostawało za dużo czasu na zwiedzanie. Coś jednak udało się zobaczyć.
Akademik usytuowany jest w centrum miasta, niedaleko najważniejszej arterii miasta – prospektu Swobody, z pięknym, pięciogwiazdkowym Grand Hotelem, niedaleko pomnika Adama Mickiewicza i pięknego gmachu Opery, będącego jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc we Lwowie.
Niestety nie byliśmy na przedstawieniu, gdyż w godzinach wieczornych trwały jeszcze rozgrywki.
Poruszanie się po Lwowie jest dość proste – kursują tam bardzo niedrogie tramwaje i malutkie żółte busiki, zwane marszrutkami.
My jednak, w krótkich przerwach między partiami, przygotowywaniem i analizowaniem, głównie spacerowaliśmy.
Lwów to miasto wielkich kontrastów. Obok pięknych, dobrze zaopatrzonych sklepów nieodbiegających od standardów europejskich, można zobaczyć na ulicach ubogie straganiki, z towarami ułożonymi na gazetach czy ceratach.
Spacerując, dotarliśmy też do Starego Miasta i Rynku, wpisanego na listę UNESCO, na środku którego było urządzone sztuczne lodowisko. Wkoło piękne, zabytkowe, bardzo kolorowe kamienice i wieża widokowa w Ratuszu z panoramą na całe miasto.
Po zwiedzaniu starówki wstąpiliśmy do stylowej cukierni na sztrudel z jabłkiem i brzoskwiniami, polany kremem waniliowym i posypany porzeczkami. Całość ozdobiona była gałązką mięty.
Na północnej stronie Starego Miasta wznosi się Wysoki Zamek, na wzgórzu wysokości ok. 400m, również z widokiem na całe miasto.
Oprócz pięknych kościołów, znajdujących się na każdym kroku, mnóstwo tu straganów, sklepików z pamiątkami. Słychać także dużo języka polskiego.
Stołowaliśmy się najczęściej w pobliskiej ukraińskiej restauracji Puzata Chata, z regionalnym i niedrogim jedzeniem, barszczem ukraińskim czy pierogami, daniami mięsnymi, deserami do wyboru.
W czwartą sobotę listopada na Ukrainie obchodzone jest Święto Narodowe, poświęcone Ofiarom Wielkiego Głodu w latach 1932-33.
Różne źródła podają różną liczbę ofiar – od 3 milionów aż do 11.
To smutne święto obchodzone jest co roku od 1998 roku. Właśnie w tym czasie byliśmy we Lwowie i miałam okazję obejrzeć przebieg uroczystości w telewizji.
Po 10 dniach pobytu we Lwowie nastał czas powrotu.
Nie byłoby w nim niczego niezwykłego, gdyby nie kontrola na granicy.
Celnicy znaleźli u kogoś z podróżnych papierosy w większych ilościach. W związku z tym kazano nam opuścić autokar, przejść do poczekalni, a autokar został dokładnie przeszukany.
Trwało to dobrych kilka godzin.
Dla mnie ta sytuacja i kontrole graniczne nie były zaskoczeniem i nie zrobiły wrażenia, bo podróżując we wcześniejszych latach wielokrotnie różne takie zdarzenia miały miejsce.
Dla mojego syna, który tych czasów nie pamięta, była to sytuacja niezrozumiała i zaskakująca.
Kontrola autokaru na szczęście niczego wielkiego nie wykazała i ruszyliśmy już bez przygód do domu.