Opisywałam Wam już pewne działania, które poczyniłam na oddziale, zaraz po jego objęciu. Gdy wróciliśmy do nowego szpitala (o naszej przymusowej przeprowadzce też już wiecie) bardzo starałam się o wyodrębnienie dyżurów neurologicznych dla neurologii. Tak wnet się stało.
Wreszcie, na każdym dyżurze, był zawsze neurolog. Sama też zawsze miałam kilka dyżurów w miesiącu, bo uważałam i nadal uważam, że tylko wtedy, mając samemu dyżury, można przekonać się, na jakie problemy natrafiają lekarze i jak wygląda organizacja pracy dyżurowej szpitala.
Liczba łóżek neurologicznych została nieco zmniejszona. W niedługim czasie dowiedzieliśmy się jednak, że czeka nas kolejna przeprowadzka. Oddział, na którym znajdowaliśmy się obecnie, był przewidziany dla ginekologii i właśnie nadszedł czas na przeprowadzanie tego oddziału z innej lokalizacji.
Doszło też do zmiany na stanowisku dyrektora szpitala i z nim przyszło mi uzgadniać, gdzie nasz oddział będzie ulokowany. Był to rok 2004. Takie zmiany i przenoszenie oddziałów z innych lokalizacji do jednego szpitala, powodowały konieczność kolejnego zmniejszania liczby łóżek na wszystkich oddziałach w szpitalu. Dotyczyło to też oddziału chirurgii, który zajmował dotychczas dwa piętra.
Zdecydowano, że chirurgia zajmie jedno piętro, a drugie piętro zostanie przystosowane dla oddziału neurologii. Na zebraniu ordynatorów zapytałam dyrektora:
– Dlaczego kolejny raz to neurologia musi się przenosić?
Odpowiedział z uśmiechem:
– Bo Wam to bardzo dobrze wychodzi.
Czekała nas więc kolejna, trzecia już przeprowadzka! O tyle była łatwiejsza, że w obrębie tego samego budynku.
Jeszcze przed przeprowadzką dyskutowałam wielokrotnie w dyrekcji o potrzebie zakupu tomografu komputerowego i powołania oddziału udarowego w strukturach neurologii. Bez zakupu tomografu oddział udarowy nie mógł powstać i szpital nie mógł uzyska kontraktu z NFZ.
Dyrektor był otwarty na moją propozycję. Jako ekonomista widział w tej inwestycji same plusy.
Zakup tomografu wiązał się z lepszą diagnostyką dla chorych (dotychczas wożeni byli na to badanie karetką do innego szpitala, który znajdował się w sąsiednim mieście) oraz z nowymi kontraktami z NFZ, nie tylko udarowymi. Przenosząc się więc do nowej lokalizacji i planując rozkład pomieszczeń, braliśmy już pod uwagę sale dla oddziału udarowego.
Cały czas, mając perspektywę powołania oddziału udarowego, byłam w kontakcie z konsultantem wojewódzkim ds. neurologii, gdyż musiałam uzyskać pozytywną opinię dla nowo powstałego oddziału. Ocena była bardzo szczegółowa i obejmowała wiele kryteriów – obsadę lekarską i nasze kwalifikacje, obsadę pielęgniarską, dostępne badania diagnostyczne, wyposażenie szpitala, warunki lokalowe, liczbę hospitalizowanych pacjentów, liczbę łóżek i wiele innych.
W międzyczasie pielęgniarka oddziałowa, z którą świetnie mi się pracowało, odeszła na emeryturę, więc dyrektor ogłosił konkurs na to stanowisko.
Na szczęście miałam jakiś wpływ na wybór osoby i dyrektor liczył się z moim zdaniem i opinią w tej kwestii. W późniejszym okresie, po kolejnych zmianach dyrekcji, nie zawsze tak było.
Zdarzało się, że zabierano mi, bez jakiegokolwiek uprzedzenia, osoby z naszego zespołu, a w to miejsce – również bez uzgodnienia, zatrudniano inne. Czy myślicie, że w ten sposób da się budować zgrany, dobrze pracujący i rozumiejący się zespół?
Ale wracajmy do konkursu. Chętnych było aż 5 pielęgniarek! Wszystkie były bardzo doświadczonymi i kompetentnymi osobami, więc wybór nie był łatwy, ale jedna kandydatura od początku wzbudziła moją akceptację. Była to pielęgniarka, z którą, jak oceniłam, będzie mi się najlepiej współpracować. Była magistrem pielęgniarstwa, również była pielęgniarką anestezjologiczną, a mając w planie oddział udarowy, miało to duże znaczenie.
Konkurs na pielęgniarkę oddziałową odbył się w wyznaczonym terminie i pielęgniarką oddziałową została wybrana osoba, zgodnie z moimi sugestiami. I jak się okazało, był to bardzo dobry wybór. Naszą nową lokalizacją, po kolejnej przeprowadzce, zostało jedno piętro chirurgii.
Pracowaliśmy już w naszej nowej i ostatecznej lokalizacji, ale jedno z pomieszczeń zostało nadal w rękach chirurgów. Była to dyżurka lekarska.
Chirurgom trudno było się zmieścić na jednym piętrze, nam jednak też brakowało pomieszczeń. Nie była to komfortowa sytuacja ani dla nas, ani dla chirurgów. Z czasem ta feralna dyżurka została dyżurką lekarzy neurologii.
Oddział prezentował się bardzo ładnie. Był to pierwszy oddział w szpitalu, w którym wprowadziłyśmy (za zgodą dyrekcji) ściany w kolorach pastelowych, zarówno na oddziale, jak i w salach chorych. Prezentował się pięknie! W naszym szpitalu była to nowość, bo do tego czasu królowała w nim tylko biel.
W międzyczasie szpital zakupił tomograf i odbyła się uroczystość otwarcia pracowni tomografii komputerowej w strukturach zakładu radiologii. Był to olbrzymi postęp i udogodnienie i dla lekarzy i dla pacjentów. Oddział udarowy miał wreszcie szanse zaistnieć.
Zdobyłam wszystkie niezbędne opinie, zgody, akceptacje. Oddział udarowy stał się faktem. Szpital miejski został wnet przemianowany na szpital powiatowy. Był to rok 2007.
Był to czas rozważania koncepcji tworzenia tak zwanej sieci szpitali i zarówno pracownia tomografii, jak i oddział udarowy, był niezbędny, aby w tej sieci się znaleźć. Miały znaleźć się tam tylko duże i dobrze wyposażone szpitale.
Kolejne moje działanie w tamtych latach to akredytacja dla oddziału neurologii.
Wystąpiłam o nią. Chodziło o ocenę, czy spełniamy wymogi, niezbędne do szkolenia młodych lekarzy. Znowu mnóstwo dokumentów do wypełnienia, dotyczących nie tylko samego oddziału, ale i struktury szpitala. Zrobiłam to.
Uzyskaliśmy akredytację dla oddziału neurologii oraz 2 miejsca specjalizacyjne dla lekarzy rezydentów.
To były duże osiągnięcia. Samodzielne dyżury, tomograf komputerowy, oddział udarowy, akredytacja oddziału i nowi lekarze na oddziale.
Na szczęście nie było już więcej przeprowadzek oddziału, cztery zmiany lokalizacji przez 4 lata w zupełności nam wystarczyły, aby można było nasz oddział nazwać: neurologią wędrującą 🙂