Czy lubicie Włochy?
Myślę, że pytanie jest retoryczne, bo osobiście nie znam nikogo kto odpowiedziałby: nie.
Odwiedzałam Włochy wielokrotnie w czasie wakacji, najpierw z rodzicami, objeżdżając samochodem całe Włochy aż po Sorrento, Capri, później z moimi dziećmi, teraz z wnukami.
Oprócz wyjazdów wakacyjnych byłam dwukrotnie na zjazdach neurologów i tak się złożyło, że obydwa były we Florencji.
Pierwszy wyjazd był w roku 1997 (był to XIV Kongres EEG i Neurofizjologii Klinicznej).

Drugi odbywał się w 2009 roku (EFNS-European Federation of Neurological Societes).
Pierwszy wyjazd to czasy mojej pracy w klinice neurologii, więc przedstawiałam tam pracę dotyczącą stwardnienia rozsianego, a dokładnie oceny badań ENG (elektronstagmograficznych), czyli badania oczopląsu u pacjentów chorujących na stwardnienie rozsiane. Była to sesja posterowa w godzinach popołudniowych.

W wyznaczonej godzinie autorzy posterów byli przy swoich pracach i przewodniczący tej sesji, z grupą osób zainteresowanych, podchodził do każdego posteru. Wtedy autor w paru słowach streszczał swoją pracę, tłumaczył wykresy, tabelki, wyniki i wyciągnięte wnioski. Następnie odpowiadał na zadawane pytania.
W tym wyjeździe towarzyszył mi mąż, więc jechaliśmy samochodem. Zahaczyliśmy po drodze o nadmorskie Bibione, gdzie przebywał na wakacjach zaprzyjaźniony lekarz ze swoją rodziną i spędziliśmy z nimi miły wieczór. Następnego dnia wyruszyliśmy do Florencji.
Pogoda była piękna, dlatego zarezerwowaliśmy sobie noclegi na campingu.
Były tam przyczepy campingowe z pełnym wyposażeniem, więc nie musieliśmy wozić dodatkowego bagażu. Znajdował się tam też basen, z którego niestety nie skorzystaliśmy ani razu, ponieważ wcześnie rano udawałam się na konferencję, a wieczorem zwiedzaliśmy miasto.
Drugi wyjazd, późniejszy, był już w czasie mojej pracy w szpitalu, więc nie miałam głowy zaprzątniętej swoją prezentacją. Lecieliśmy samolotem z przesiadką w Rzymie. We Florencji mieliśmy zarezerwowany pobyt w małym, wygodnym hoteliku w centrum miasta.

Jak to zwykle bywa, nie obyło się bez przygód. Pierwszego dnia wieczorem odbywało się uroczyste otwarcie z przepiękną barwną oprawą. Razem z koleżankami szłyśmy tam na piechotę ubrane elegancko. Nagle na przejściu dla pieszych zahaczył mnie rowerzysta i niechcący rozdarł mi kawałek falbany ze spódnicy. Jak tu iść teraz na galę?
Nie ma czasu, aby wracać do domu i się przebrać. Wymyśliłyśmy rozwiązanie awaryjne. W najbliższym sklepie poprosiłyśmy ekspedientkę o pożyczenie zszywacza z metalowymi wszywkami i tym koleżanki przymocowały naderwany kawałek falbany.

Na szczęście udało się tak zrobić, żeby nie było to widoczne.
Po spotkaniu wieczornym i uroczystości otwarcia EFNS żal było wracać do hotelu. W grupie kilku osób postanowiliśmy pospacerować po Florencji.
Był piękny wieczór, my w dobrych nastrojach, podekscytowanie przyjęciem powitalnym szliśmy, rozmawiając, trochę nie patrząc, dokąd. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że trzeba wracać. I tu pojawił się kolejny problem. W którą stronę musimy iść, aby dojść do naszego hotelu?
Ktoś z nas szczęśliwie znalazł mapę, ale tu pojawił się kolejny problem. Było ciemno, literki na mapie małe… Nikt nie potrafił odczytać nazw ulic. Chodziliśmy od latarni do latarni, aby w ich świetle jakoś zorientować się, gdzie jesteśmy. Do hotelu wróciliśmy przed północą, ale Florencję „by night” mamy zaliczoną. Kolejne dni spędziliśmy już na konferencji, nie oddalając się w nieznanym kierunku.

Mam nadzieję w najbliższym czasie znów odwiedzić Włochy, bo to dla mnie jeden z ulubionych kierunków wyjazdów.