Dziś historia z pamiętnika lekarza, która wydarzyła się w czasie pełnienia przeze mnie funkcji ordynatora. W tym czasie miałam także planowany urlop.
Funcję tę pełniłam przez 16 lat. W tym czasie wprowadziłam na oddziale wiele zmian, doprowdzając oddział neurologii do obowiązujących standardów.
Jak wiecie, przeszłam do szpitala powiatowego z kliniki, gdzie wszystko funkcjonowało inaczej.
Klinika była już po akredytacji i działała zgodnie z procedurami.
Szpital powiatowy jeszcze nie miał akredytacji, ale był w trakcie przygotowań do niej.
Widziałam więc w szpitalu powiatowym wiele braków i zaczęłam wiele rzeczy stopniowo wprowadzać.
Konsekwencją tych zmian było między innymi utworzenie oddziału udarowego i pozyskanie nowych procedur (czytaj: pieniędzy dla szpitala).
Załatwiłam też akredytację dla oddziału neurologii, dzięki czemu mogliśmy szkolić lekarzy rezydentów.
Oddział neurologii, w trakcie mojej pracy, zmieniał swoją lokalizację trzykrotnie, przy czym jedna z przeprowadzek była nawet do innego szpitala, do budynku oddalonego o kilka kilometrów, więc nie było to łatwe.
A ostry dyżur mimo to trwał.
Jak to było możliwe? Teraz sama się zastanawiam..
Te wszystkie przeprowadzki i problemy z tym związane wymagają jednak osobnego opisu:).
Gdy znaleźliśmy się w ostatecznej i obecnej lokalizacji, poukładaliśmy cały oddział neurologii, i istniejący już oddział udarowy, tak aby wszystko było logistycznie dopracowane.
Mój gabinet, który ma kluczowe znaczenie w opowieści, znalazł sie niedaleko wejścia na oddział udarowy i blisko windy, tak, aby pacjenci do przyjęcia, czy rodziny, zasięgające informacji o stanie chorych, nie musieli przechodzić przez cały oddział, zaglądając do sal z leżącymi tam najciężej chorymi pacjentami.
W gabinecie moim znalazło się miejsce na leżankę do badania chorych, co było bardzo przydatne, bo z powodów lokalowych, nie było wyodrębnionego pokoju badań.
Często prosiłam do siebie pacjentów oddziału, aby uzupełnić wywiad i dokładnie ich zbadać. Nie o wszystko można dopytać na wspólnej, kilkuosobowej sali.
W końcowej części oddziału, na jedniej z sal, urządziliśmy salę obserwacyjną dla pacjentów niesubordynowanych, wymagających nadzoru, leżących, z otępieniem, pobudzonych, pijanych.
Było to wygodne dla pielęgniarek i innych pacjentów, bo na przykład pacjent z zaburzeniam orientacji, pobudzony, nie mógł niezauważony opuścić oddziału, musiał bowiem przejść obok punktu pielęgniarskiego, gdzie być widoczny.
Była to też sala odizolowań – dla stanów zapalnych, wymagających tak zwanego reżimu sanitarnego. Gabinet mój był w środku oddziału, pomiędzy sekretariatem, który z racji braku pomieszczeń był na korytarzu, blisko punktu pielęgniarskiego i gabinetu lekarzy.
W ten sposób funkcjonowaliśmy prawie 10 lat. Taki układ nam odpowiadał.
Tyle tytułem wyjasnień i wstępu do opowieści.
Pewnego lata szpital był malowany i dotyczyło to też oddziału neurologii.
Był to lipiec, miesiąc urlopów.
Wspólnie z pielęgniarką oddziałową ustaliłyśmy, że mój gabinet pozostanie nieruszony, gdyż w tym czasie miałam planowany urlop, poza tym ściany były i tak czyste.
W piątek, przed moim planowanym urlopem, odwiedził nas prezes szpitala, sprawdzając postęp robót. Wyjaśniłam, że mimo malowania, pełniliśmy cały czas ostry dyżur, czyli pracowaliśmy bez żadnych ograniczeń, ale za to z dużymi utrudnieniami – na korytarzach znajdowały się drabiny, puszki farb, jak to przy malowaniu. Niektóre sale były wyłączone z użytku.
Razem z pielęgniarką oddziałową przedstawiłyśmy prezesowi przebieg wykonanych prac oraz poinformowałyśmy, że mój gabinet nie wymaga malowania, więc zostawiam wszystko na swoim miejscu.
Tak rozstaliśmy się, a ja rozpoczęłam zaplanowany dużo wcześniej urlop.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w poniedziałek, czyli w pierwszym dniu mojego urlopu, zatelefonował do mnie prezes, z informacją, że właśnie, przez weekend podjął decyzję, że przenosi mój gabinet w inne miejsce i będzie on teraz na końcu oddziału, na naszej sali odizolowań, a w moim gabinecie – będzie sala udarowa!!!
Było to dla mnie wielkie zaskoczenie.
W piątek przecież rozmawialiśmy, ja wyjechałam i jestem już na urlopie, poza domem, wszystkie rzeczy w gabinecie zostawione! Nie mogę teraz wrócić. Czemu i skąd taka nagła decyzja?
Moje argumenty, że ostatnia sala jest nam bardzo potrzebna, pełni funkcję separatki, sali obserwacyjnej, jest łatwa do nadzoru, że przez oddział udarowy będą musieli wszyscy przechodzić i widzieć ciężko chorych – nie skutkowały.. Że nie znajdzie sie tam miejsce na kozetkę do badania chorych…że nie mamy pokoju badań…że sekrtarka będzie musiała przechodzić przez cały oddział, bo mój gabinet został ulokowany na przeciwległym końcu korytarza..
Mimo wielu argumentów i wielu głosów przeciwnych tym nagłym zmianom, decyzja zapadła.
Potem różni ludzie wynosili wszystkie moje rzeczy, meble, dokumenty, historie chorób, komputery, książki. Wszystko odbywało sie bez mojej obecności. Dużo osób brało udział w tej przeprowadzce, kto zaglądał i czytał poufne materiały? Nikt nie był w stanie tego pilnować.
Miałam praktycznie zepsuty urlop. Bałam się, co zastanę po powrocie (i słusznie!).
Przypomniałam sobie wtedy, jak sama, będac dyrektorem do spraw lecznictwa (a trwało to 6 lat), miałam pomysł na zmanę miejsca gabinetu ordynatora pediatrii, a było to bardzo zasadne, bo znajdował się on poza oddziałem pediatrii. Zyskiwało się pomieszczenie, a tych zawsze brakowało. Po namyśle, nie miałam jednak odwagi nawet ordynatorowi o tym zamiarze wspomnieć. Nie mówiąc już o realizacji.
Mój nowy gabinet był mały i kozetka do badań pacjentów nie zmieściła się, jak zresztą przypuszczałam, więc nie miałam gdzie badać pacjentów. Pozostawała tylko kilkuosobowa sala chorych.
Osoby, czy pacjenci, którzy chcieli ze mną rozmawiać, musieli przechodzić przez cały odcinek i zaglądać przy okazji na sale udarowe, gdyż drzwi były tam zawsze, dla bezpieczeństwa chorych, a także lepszego nadzoru, otwarte. Widzieli więc wszyscy, chcąc nie chcąc, leżących tam najciężej chorych.
Wszystkie moje rzeczy były w pudłach lub w stosach, wrzucone do gabinetu i czekały na mnie, aż je sobie po powrocie poukładam.
Biurka musiałam szukać po oddziale, bo się gdzieś zapodziało. Za biurko ustawiono mi prowizorycznie stolik z krzesłem! Książki znajdywałam jeszcze przez miesiąc.
Tydzień zajęło mi układanie moich rzeczy w nowym gabinecie…
Taką to niespodziankę zrobiono mi w czasie mojego planowanego urlopu.
1 komentarz “NAGŁA DECYZJA”
Dalej pracujesz w tym oddziale ?!
Jeżeli tak to dziwne …..