Było to parę lat temu, w lecie, na moim dyżurze w szpitalu. Około godziny 17 pogotowie ratunkowe przywiozło do Izby Przyjęć nieprzytomnego pacjenta w stanie padaczkowym. Stan padaczkowy to stan, powtarzających się napadów padaczki, groźny dla życia i wymagający hospitalizacji.
Zeszłam więc do Izby Przyjęć. Dowiedziałam się od lekarza pogotowia, że pacjenta przywieziono z domu, że choruje na padaczkę i systematycznie stosuje leki. Dlaczego więc wystąpiły napady?
Podeszłam do pacjenta i rozpoznałam w nim… mojego pacjenta Darka, który leczy się w Poradni Leczenia Padaczki.
Był to młody, dwudziestoletni mężczyzna, niestety okresowo pijący alkohol. Pacjent był senny, bez kontaktu. Po zbadaniu go zleciłam podanie leków, badania krwi (w tym poziom alkoholu), po czym pacjent został przewieziony na oddział neurologii. Po ustąpieniu napadów pacjent był nadal senny i w pewnym momencie zasnął. Wyniki badań krwi potwierdziły spożycie alkoholu i okazało się, że to był właśnie powód wystąpienia u niego stanu padaczkowego.
Około godziny 20 zawsze robię wizytę wieczorną u pacjentów na naszym oddziale. Wchodzimy więc z pielęgniarką do sali, w której ulokowany został nasz nowy pacjent i… widzimy puste łóżko. Sprawdzamy łazienkę. Nie ma go. Pacjenci po napadach bywają zdezorientowani, często nie pamiętają zdarzenia, nie wiedzą, gdzie się znajdują. Gdzie on więc się podział? Szukamy go na innych salach, w pomieszczeniach gospodarczych, dzwonimy na inne oddziały, czy może nasz pacjent przypadkiem tam nie poszedł. Sprawdzamy windy, czy w nich nie utknął. Niestety… Cały szpital postawiony na nogi, a pacjenta nie ma.
Co nasz Darek mógł wykombinować? Gdzie poszedł i w jakim celu? Możliwości było kilka. Mógł się poczuć dobrze i pójść do domu (ale nikogo o tym nie powiadomił), mógł być nadal w stanie ograniczonej świadomości (po napadach, alkoholu i lekach, w tak zwanym stanie pomrocznym) i się zagubić. Mogły też ponowić się napady padaczkowe. Pomimo długich poszukiwań, pacjenta nie odnaleźliśmy. W tej sytuacji powiadomiłam policję, podając dane swoje oraz pacjenta, informując o zdarzeniu, o jego stanie i o jego samowolnym opuszczeniu szpitala. Opisałam w dokumentacji całe zdarzenie, jako tak zwane zdarzenie niepożądane i wróciłam do swojej pracy.
Po jakimś czasie pielęgniarka odbiera telefon z komisariatu policji… Pacjent odnaleziony! Po prostu… poszedł do domu. Poprosiłam o przywiezienie go z powrotem do szpitala, ale pacjent odmówił. Nie ma możliwości umieszczenia pacjenta w szpitalu bez jego zgody, nawet na oddziale psychiatrycznym. Każdy pacjent musi wyrazić zgodę na leczenie. Nasz pacjent został więc w domu, ale na szczęście nie był tam sam, co ustaliłam telefonicznie i nie przywieziono go ponownie do szpitala, czyli napady ustąpiły.
Po kilku miesiącach pan Darek przyszedł do mnie, do poradni, na okresową kontrolę. Zapytałam go wtedy o wyżej opisane zdarzenie i o to dlaczego opuścił oddział, nikomu nic nie mówiąc? Odpowiedział, że niczego takiego nie pamięta… 🙂
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że często pacjenci chorujący na padaczkę i stosujący leki, pytają mnie, czy mogą czasem czegoś się napić, chociaż piwo, kieliszek wina czy szampana… Pytają też, czy może będzie dobrym rozwiązaniem, jeśli nie zażyją wtedy leków, żeby nie łączyć ich z alkoholem. Takie pytania lub stwierdzenie faktu, że tak już postąpili, spotykam w poradni często. Niestety, muszę podkreślić, że jest to złe rozwiązanie i grozi ono wystąpieniem napadu. Nawet piwo jest niewskazane- to również alkohol.
Zbliża się okres świąteczno- noworoczny, czas wielu spotkań, zatem piszę to też akurat teraz, aby wszystkie osoby leczące się z powodu padaczki, nie ryzykowały i miały swoje zdrowie na uwadze. Bo to jest najważniejsze!