Paryż to jedna z tych stolic, do której, mimo iż odwiedzałam ją wiele razy, zawsze chętnie powracam.
W ostatnim kilku latach mało oddalałam się z domu, gdyż opiekowałam się moją mamą, później była pandemia…
Gdy tego roku padł pomysł wyjazdu na kilka dni do Paryża, bardzo chętnie na to przystałam.
Podróż była bardzo szczegółowo zaplanowana, każda z osób miała przydzielone swoje zadanie (plan wycieczek, zwiedzanie, bilety, przejazdy, noclegi, atrakcje, posiłki itp.)
Był wrzesień, pogoda piękna, a wylot samolotu był z Krakowa, na lotnisko ORLY w Paryżu.
Zawsze kojarzy mi się z tym lotniskiem piosenka W. Młynarskiego „Dimanche a Orly” (Niedziela na Orly).
Lot do Paryża przebiegł bardzo szybko i sprawnie, nie traciłyśmy czasu na odprawę bagażową, bo miałyśmy tylko bagaż podręczny.
Z lotniska, autobusem lotniskowym, dojechałyśmy do stacji metra, a stamtąd prosto do naszego hotelu.
Kolejnego dnia zaplanowane było zwiedzanie Łuku Tryumfalnego, Pól Elizejskich, Placu Zgody, spacer bulwarami Sekwany, Ogrody Luksemburskie.
Wieczorem planowałyśmy wypad do Moulin Rouge, bilety miałyśmy na godzinę 23.00
I tu pierwszego dnia, pierwsza niespodzianka.
Gdy wsiadłyśmy do metra nagle przez głośnik ogłoszony został…alarm bombowy! i wszyscy natychmiast musieliśmy opuścić stację metra.
Metro stanęło na minimum 2 godziny.
Jak teraz dostać się do centrum, aby zrealizować nasz plan?
Porozglądałyśmy się za tramwajem, za autobusem, a skończyło się na zamówieniu ubera.
Po godzinie jazdy samochodem po ulicach Paryża, wysiadłyśmy przy Łuku Tryumfalnym.
Dalej nasz plan realizowałyśmy już bez problemu.
Po powrocie do hotelu, gdy po chwili odpoczynku, bo przechodzone kilometry dawały się we znaki, rozpoczęłyśmy przygotowania do wieczornego wyjścia, nagle słyszymy… syreny alarmowe w hotelu.
Trochę nas to rozbawiło, ale i zastanowiło, bo to już drugi alarm tego samego dnia.
Wyszłyśmy na korytarz, podobnie jak inni goście hotelowi, a ktoś pobiegł do recepcji, dowiedzieć się o co chodzi.
Alarm okazał się fałszywy, więc wróciłyśmy do pokoi i naszych przygotowań do wyjścia.
Moulin Rouge to najbardziej znany kabaret w Paryżu, mający zawsze pełną widownię.
Tak było i tym razem.
Na długo przed rozpoczęciem się spektaklu, ustawiła się na ulicy długa kolejka, oczekujących na wejście.
Miejsce, jakie nam zaproponowano, przeszło najśmielsze oczekiwania.
Był to bowiem stolik przy samej scenie, zapewniający wspaniałą widoczność całego spektaklu.
Artystki przemieszczały się tak blisko nas, że wymachując piórami muskały lekko nasze włosy. Serwowany szampan dopełnił całości.
Widowisko przepiękne, wieczór wspaniały, wrażenia niezapomniane, ale około 1.00 w nocy trzeba było jakoś wrócić do hotelu.
Znowu z pomocą przyszedł Uber.
Kolejnego dnia rozpoczęłyśmy dalszą realizację zwiedzania Paryża, choć nieco później, niż było to zaplanowane.
Jednym z obiektów, które tego dnia chciałyśmy zobaczyć, była Galeria Lafayette z pięknym widokowym tarasem. Gdy z innymi turystami podziwiałyśmy panoramę Paryża o zachodzie słońca, znowu strażnicy nagle zaczęli wszystkich zmuszać do pilnego opuszczenia galerii.
Jaki był tego powód- nie dowiedziałyśmy się.
Wieczorem udałyśmy się pod wieżę Eiffla.
Pogoda była piękna, noc gwiaździsta, tłumy turystów oczekiwały na północ, kiedy to zostawała rozświetlona konstrukcja wieży milionem migających światełek. Nie chciało nam się wracać do hotelu…
Kolejnego dnia udałyśmy się w stronę mojego ulubionego w Paryżu miejsca, czyli Placu du Tertre oraz Katedry Sacre Coeur.
Plac du Tertre ma swój klimat, pełen jest artystów, malarzy, kawiarenek, sprzedawców staroci i turystów, dla których jest on wielką atrakcją.
Katedra Sacre Coeur znajduje się na wzgórzu Montmartre. Stąd również rozpościera się wspaniały widok na Paryż. My wybrałyśmy się jeszcze wyżej – na wieżę widokową, z taką liczbą wąskich, krętych schodów do pokonania, że na drugi raz chyba sobie je podaruję.
W porze obiadowej zatrzymałyśmy się też w tej części Paryża, zamawiając do degustacji .. ślimaki (beze mnie)-)).
Kolejnym punktem naszego programu było muzeum Louvre. Spędziłyśmy tu wiele godzin i tak nie widząc wszystkiego.
Ale zdjęcie z Mona Lisą w tle udało się zrobić.
Pobyt w Paryżu bardzo urozmaicił nam Jeremiasz.
To Polak, od bardzo dawna mieszkający w Paryżu. Poświęcił nam wiele swojego czasu, oprowadzając po zakamarkach Paryża i opowiadając wiele ciekawych historii.
Ostatniego dnia pobytu zaplanowałyśmy muzeum d’Orsay.
To muzeum mieszczące się w dawnej hali dworca kolejowego, z kolekcjami i pięknymi obrazami impresjonistów.
Żal było wychodzić, ale czas gonił, bo wieczorem miałyśmy lot powrotny do Polski.
Dostałyśmy się na lotnisko Orly ponad dwie godziny przed czasem, więc wydawałoby się, że czasu jest dużo, tym bardziej , że nie miałyśmy bagażu do nadania.
Tu pierwsza niespodzianka. Tłum pasażerów czekających na odprawę…
Spojrzałyśmy na zegarki, powinnyśmy zdążyć.
Gdy po godzinie oczekiwania przyszła na nas kolej, wyłożyłyśmy bagaże na taśmę, zdejmując wcześniej metalowe rzeczy, wyjmując kosmetyki z walizek i torebek.
Bagaże moich współtowarzyszek podróży przejechały bez problemu a moje skierowano na bok!
Nogi się pode mną ugięły.
Dlaczego?
Okazało się że nie przełożyłam telefonu z bagażu podręcznego na taśmę i to spowodowało, że mój bagaż zakwalifikował się do szczegółowej rewizji.
Nie byłam w tym niestety osamotniona, bo przede mną w kolejce na tę dodatkową kontrolę czekało około 10 osób….
Z głośnika usłyszałyśmy, że pasażerowie lecący do Krakowa proszeni są do wejścia, bo za niecałe pół godziny samolot startuje.
Co tu robić? Nie ma jak ominąć kolejki, bo wszyscy są w podobnej sytuacji. Postanowiłyśmy się rozdzielić.
Jedna z nas pobiegła do bramki, gdzie odprawiano już pasażerów, aby wytłumaczyć całą sytuację, a druga została ze mną, aby mi pomóc spakować ponownie bardzo precyzyjnie upchaną walizkę.
Sytuacja była bardzo nerwowa. Słyszałyśmy przez megafon last call na nasz samolot, a ja z rozbebeszoną walizką przyglądam się jak wygląda jej kontrola.
Usłyszałam: „OK”.
Teraz szybkie, nerwowe spakowanie i bieg, w dosłownym tego słowa znaczeniu, do bramki.
Przy bramce czekali już na nas, ale tu nastąpił ciąg dalszy przygód, bo bus lotniskowy na nasz samolot już odjechał, podstawiony jest bus na lot… na Ibizę.
Obsługa lotniska kazała nam szybko do niego wsiadać.
Tak zrobiłyśmy, chociaż nie zamierzałyśmy lecieć na Ibizę…
Bus się zatrzymał, my rozemocjonowane wysiadłyśmy i zobaczyłyśmy na płycie lotniska chyba z dziesięć samolotów, wszystkie takie same…
Który jest nasz????
Nie wiem, w jaki sposób i jakim cudem dotarłyśmy do naszej bramki.
Tutaj poproszono nas na koniec o pokazanie dokumentu tożsamości.
Byłam tak rozemocjonowana całym zdarzeniem, że nie mogłam go znaleźć….
Tłumaczyłam, myśląc, że w tym amoku gdzieś zaginął, że mam zdjęcie w telefonie…. Ale nie, nie da rady. Musi być dokument.
Nagle osoba obsługująca powiedziała – „Przykro nam, ale nie możemy czekać, już musimy lecieć….„
Myślałam, że zemdleję, że samolot odleci bez nas … A ja nie dość, że zostaję, to jeszcze bez dokumentu.
Nagle, gdy wszyscy już przeszukiwali moje portfele:
– ” JEST!”
Dokument tożsamości był tam, gdzie zawsze, ale szukając zbyt nerwowo, emocje spowodowały, że nie mogłam go znaleźć.
Gdy nas przepuszczono do samolotu odebrano nam nasze podręczne bagaże, mimo że nie miały dowodu nadania…a my miałyśmy szybko wsiadać do samolotu.
Gdy usiadłyśmy na swoich miejscach, samolot momentalnie ruszył.
Byłam przeszczęśliwa, że lecimy.
Podziękowałam załodze samolotu, że poczekali, a nam, gdy emocje trochę opadły zamówiłam butelkę szampana.
Więcej przygód w czasie tej podróży już nie było-))
1 komentarz “PARYŻ Z PRZYGODAMI, JAKICH MAŁO”
Fajny opis pobytu w Paryżu. Normalnie aż „poczułam” te emocje przy odprawie. Nie byłam jeszcze w Paryżu, ale pojadę. 🙂 Pozdrawiam Panią serdecznie, Justyna.